AdKontekst

niedziela, 24 lipca 2011

Wysoki kurs franka szansą dla kredytobiorców

Ostatnio wiele się mówi i pisze o wysokim kursie franka, o tym, z jakim problemami zmagają się posiadacze kredytów w tej walucie. Nikt jednak nie zwraca uwagi na drugą stronę tego medalu – ogromnej szansie, swoistych „5 minutach”, które mają w tej chwili posiadacze kredytów w złotych, aby przewalutować je (czyli zamienić) na kredyt we frankach i w jakiejś tam perspektywie zarobić na spadającym franku.

Dziś nikt nie ma wątpliwości – ostatnie, bardzo silne umocnienie franka ma podłoże czysto spekulacyjne i pewnego dnia się zakończy, a wówczas spadnie także kurs franka do euro, a tym samym także do złotówki. O wszystkich tych zależnościach piszę na naszym blogu w licznych artykułach, m.in. „W jakiej walucie zaciągnąć kredyt hipoteczny?” z dn. 10.02.2011 r., „Co z tym frankiem” z dn. 19.01.2011 r., „Kiedy kurs franka spadnie?” z dn. 15.04.2011 r. i innych. Posiadacze kredytów we frankach zaciskają zęby i czekają, aż ten moment nadejdzie, a posiadacze kredytów w złotych patrzą na to z boku i śmieją się z wszystkich tych, którzy zamieszkali z Frankiem.


Czy jednak aby na pewno słusznie? Ja na ich miejscu zamiast śmiać się z sąsiada zainteresowałbym się własnymi finansami. A jest czym. Jeżeli jestem posiadaczem kredytu w złotych i w chwili obecnej mam zadłużenie w kwocie np. 200.000 zł, to za rok będę miał niewiele mniej, natomiast na pewno będę miał większe raty, bo właśnie trwa festiwal podwyżek stóp procentowych zafundowany nam przez RPP, który już się przekłada na wzrost rat kredytów złotówkowych. Jeżeli natomiast obecnie, przy tak dużym kursie franka zamienią swój kredyt w złotych na kredyt we frankach (przyjmę do tych wyliczeń kurs franka równy 3,30 zł), to ich zadłużenie wyniesie równowartość 60.606 franków. Jeżeli teraz założymy, że w jakiejś niezbyt odległej perspektywie kurs franka spadnie do ok. 2,50 zł (co jest bardzo prawdopodobne, bardziej, niż poziom kursu 2,00 zł, który wydaje mi się już nieosiągalny), to ich zadłużenie spadnie do 151.515 zł. Gdyby po takim silnym osłabieniu franka ponownie przewalutowali kredyt na złotówki, to ich dług właśnie tyle wyniesie, zatem gdyby miało się to stać w ciągu najbliższego roku, to zyskają blisko 50.000 zł. Innymi słowy – ¼ ich długu sama się spłaci. A jeżeli ktoś ma jeszcze większe zadłużenie, niż 200.000 zł, to te liczby wyglądają jeszcze ciekawiej.



Banki o tym doskonale wiedzą i obecnie wcale nie tak łatwo jest otrzymać kredyt we frankach lub go przewalutować, ponieważ wtedy zarabia klient, a nie bank, ale wciąż jest to możliwe. My wiemy jak to zrobić, zatem jeżeli jesteś zainteresowany taką zamianą, to zapraszamy do kontaktu z nami, tel. 601-855-531, e-mail: amw.finanse@o2.pl Więcej informacji o nas w zakładce „O nas”.

piątek, 15 lipca 2011

Szybsza spłata kredytu przez inwestycje

Kiedy już minie euforia związana z zakupem dobra, na które zaciągnęliśmy kredyt (a zwłaszcza duży i długoterminowy) każdy z nas zaczyna myśleć, jak by się tu jak najszybciej pozbyć garba, który na nas ciąży. Można oczywiście liczyć na wygraną w „Lotto” lub spadek po babci lub dalekim wuju, ale najczęściej takie życzenia się nie spełniają i zwyczajnie nie mamy środków, aby szybciej spłacić kredyt. Co zatem zrobić?  

Kiedy zaciągamy kredyt krzywa naszych inwestycji wygląda następująco:
Jak widać, po zakończeniu okresu spłaty zawartego w umowie nasze zadłużenie spada do zera. W przypadku kredytów hipotecznych, zwłaszcza zaciągniętych na duże kwoty ten „czas” najczęściej wynosi 30 lat (a czasem jeszcze dłużej), czyli całe życie. Nieciekawa perspektywa.




Jeżeli jednak rata kredytowa nie obciąża nas aż tak bardzo, że stać na comiesiesięczne odłożenie kilkuset złotych, to możemy te środki zainwestować. Jak i gdzie oraz kiedy – to temat na dłuższą rozmowę, zapraszam do kontaktu z nami, ale inwestując nawet niewielkie środki (rzędu 200-500 zł na miesiąc), jesteśmy w stanie w ciągu połowy okresu spłaty kredytu ubierać taki kapitał, który pozwoli nam całkowicie spłacić kredyt. Ilustruje to poniższy wykres:
 
Zielona linia obrazuje nam przyrost kapitału i jak widać, w połowie osi „czas” linie się przecinają, to znaczy, że saldo do spłaty naszego kredytu jest równe zgromadzonym na skutek inwestycji oszczędnościom.

Oczywiście powyższy wykres jest dość schematyczny, gdyż przyrost naszych inwestycji zależy od kwot, które będziemy comiesięcznie inwestować, a ponadto przyrost kapitału zależy od tzw. „sytuacji rynkowej” na wszelkiej maści giełdach papierów wartościowych, walut, surowców itp., dlatego powyższy model może być zalecany tylko w długim okresie czasu (kilkunastu lat), gdyż wtedy wpływ czynników ryzyka, które wiążą się z inwestowaniem na giełdzie zostaje zneutralizowany, zatem jest to narzędzie idealnie nadające się dla posiadaczy kilkudziesięcioletnich kredytów hipotecznych (wówczas ten model działa), ale niekoniecznie sprawdzi dla tych, którzy wzięli krótki (3-5 letni) kredyt samochodowy lub gotówkowy.




Jeszcze lepiej przyrost naszego kapitału wygląda wtedy, gdy posiadamy jakieś środki, które zamierzaliśmy wnieść jako tzw. wkład własny w inwestycję. Banki bardzo to lubią i wolą, kiedy wnosimy swój wkład własny, ale dla nas jest to niespecjalnie korzystne, lepiej posiadane środki zainwestować, a wówczas nasza krzywa zwrotu z inwestycji będzie wyglądać następująco:
Przy takim rozwiązaniu zaciągamy wprawdzie większy kredyt (co pokazuje druga niebieska linia), ale też od razu posiadane przez nas środki zaczynają pracować (w tym wykresie zielona linia nie zaczyna się od zera, jak w poprzednim wykresie, tylko od określonej kwoty), a zatem punkt przecięcia zielonej i niebieskiej linii następuje jeszcze szybciej.



Dla wszystkich, którzy lubią naprawdę ekstremalne doznania istnieje jeszcze jedna propozycja – można zaciągnąć kredyt hipoteczny tylko po to, żeby go w całości zainwestować, a wtedy krzywa zwrotu wygląda następująco:

Jeżeli ktoś ma samodyscyplinę i przedkłada powolne oszczędzanie (lub w tej metodzie – spłacanie kredytu, który pracuje na przyrost kapitału), to może sobie odłożyć całkiem niezłą sumkę na emeryturę.