AdKontekst

niedziela, 19 czerwca 2011

Kapitalizm korporacyjny czyli plaga naszych czasów

Można to różnie nazywać – gospodarką neoliberalną, globalizacją gospodarki, ja to nazwę: „kapitalizmem korporacyjnym”, bo jest to zupełnie nowy twór, który towarzyszy nam od kilku ostatnich dekad. Jest zjawiskiem nowym, ale wydaje się też być zjawiskiem całkowicie nieposkromionym.

Niedawno wszyscy zachwycali się tym, że światowy handel jest coraz bardziej liberalny, że nie ma granic w przepływie towarów i usług, że wielkie światowe koncerny wchodzą do biedniejszych krajów i tam inwestują, dziś – widać, że te koncerny (korporacje) wywodzące się z najbogatszych krajów świata są zwykłymi pijawkami żerującymi na biedniejszych krajach i dodatkowo niszczącymi konkurencję w tych krajach. Dobrze to widać na przykładzie Polski (ale nie jest ona wyjątkiem) – wielkie korporacje zawładnęły naszym handlem i robią u nas, co chcą, podobnie jest z wieloma innymi działami gospodarki (banki, przemysł), gdzie dyktat na rynku przejęły korporacje.



Ich potęga i siła jest coraz większa (spójrzmy na koncerny naftowe – dyktują ceny na całym świecie, a równocześnie blokują innowacyjność i nie dopuszczają, aby na rynek weszły paliwa ekologiczne jak np. wodór), a zagrożenia wynikającego z ich potęgi zdaje się nikt nie dostrzegać. Największe koncerny są państwami w państwie i dysponują budżetami większymi, niż budżety niejednych państw, a rządzący państwami zachowują się wobec nich jak pieski żebrzące o kość i proszące o to, aby u nich zainwestowały.

Na czym polega to zagrożenie? Jedyną kategorią ekonomiczną, jaką kieruje się korporacja jest zysk, zysk i jeszcze raz zysk, który dla korporacji wypracowują zarządzający nią i zarabiający bajońskie kwoty prezesi. Zysk, który wypracowuje korporacja w coraz mniejszym stopniu jest inwestowany w rozwój firmy, rzeczywiste inwestycje, a coraz częściej służy jedynie dalszemu pomnażaniu tego zysku przez spekulacje na rynkach na czym tylko się da: już nie tylko na akcjach i instrumentach pochodnych, jak to drzewiej bywało, ale także na walutach, surowcach, artykułach spożywczych przyczyniając się do destabilizacji gospodarek, wzrostu inflacji, ubożenia społeczeństwa itd. Żadnych pozytywów w tych działaniach korporacji nie widać, a tylko one dysponują kapitałami, które są w stanie znacząco zmieniać ceny pszenicy, ropy, miedzi, kursy walut, które tak nas ostatnio wszystkich drażnią.

Kolejnym przykładem negatywnego działania korporacji jest narastające bezrobocie, z którym nie potrafią sobie poradzić rządy wielu krajów, a które nie wynika z rzeczywistego braku pracy, ale z chęci zysku korporacji. Ile razy zdarzyło się wam stać w długiej kolejce do kasy na stacji paliw, w markecie czy gdziekolwiek indziej? Czy ta kolejka musi tam być aż taka długa? Oczywiście, że nie, ale korporacja pracuje na zysk, więc nie zatrudni kolejnych osób, bo to są koszty, więc eksploatuje do cna te osoby, które są zatrudnione, a klient przecież i tak nie ucieknie, bo dokąd? Do konkurencji, w której jest tak samo, bo koncerny się zmówiły?



Dzieje się źle i uważam, że rządy wielu państw, zamiast martwić się problemami Grecji powinny się zająć wszechwładztwem korporacji. Nie jestem zwolennikiem komunizmu (bo a nóż ktoś jeszcze tak pomyśli), ale zwolennikiem prawdziwej gospodarki rynkowej, gdzie wszyscy mają równe szanse, a nie sytuacji, w której silniejszy niszczy słabszego. Dziś dochodzimy do sytuacji, w której wszyscy powoli stajemy się niewolnikami korporacji – zarówno ci, którzy pracują w niej po 8 godzin (od 8.00 do 8.00), jak ci, którzy współpracują z nimi (na dyktat korporacji i warunki przez nie stawiane muszą się godzić drobni producenci, bo indziej sprzedają swój towar, jak nie w ich sieciach handlowych?). Tak to wygląda w każdej branży, gdzie mamy do czynienia ze stykiem korporacja – drobny człowieczek.




Jeżeli nie przeciwstawimy się temu coraz bardziej rozrastającemu się rakowi światowej gospodarki, to wkrótce możemy się spodziewać wszystkiego najgorszego – ceny litra paliwa po 10 zł, kursu franka do złotówki 5 zł, ceny kilograma cukru 10 zł itd., ale z drugiej strony w firmie, w której pracujemy dowiemy się, że nie ma pieniędzy na podwyżki, bo korporacja musi wypracować założony w jej budżecie zysk, zysk, zysk…

środa, 1 czerwca 2011

Sztywny kurs franka szwajcarskiego na Węgrzech

Przedwczoraj węgierski rząd podjął decyzję o wprowadzeniu nowego, maksymalnego kursu franka szwajcarskiego dla osób spłacających kredyty hipoteczne w tej walucie. Kurs ten został ustalony na maksymalnym poziomie wynoszącym 180 forintów za franka (to jest ok. 2,66 zł za franka). To rewelacyjna wiadomość dla posiadaczy kredytów we frankach! Niestety, ale na Węgrzech, a nie w Polsce. Oto kolejny przykład państwa, które myśli o swoich obywatelach i bierze na siebie część ryzyka związanego z zaciąganiem kredytów walutowych i problemów, które obecnie powstały w związku z lawinowo rosnącym kursem franka. Węgierskie państwo dobrze wie, że jeżeli kurs franka szybko nie spadnie, to wkrótce problemy będzie mieć cała gospodarka, banki, a nie tylko pojedyncze osoby, które zaciągnęły kredyty walutowe.




A co robi nasze Państwo? Waldi z Warszawy głosi jedynie, że chce zlikwidować spread-y walutowe i nakazać bankom, aby spłaty kredytów dokonywane były po średnim kursie NBP, a nie po kursie sprzedaży banków komercyjnych, co i tak niewiele zmienia, bo nadal kurs franka jest bardzo wysoki. A ponadto dookoła słyszymy o najważniejszych problemach państwa – kto znajdzie się na „jedynce” na liście wyborczej PO w Poznaniu, Gdańsku czy w Warszawie, kto przeszedł z SLD do PO, kto został wyrzucony z PO itd. Dodatkowo słyszymy wypowiedzi prezesa NBP, który mądrzy się mówiąc, że: „teraz Polacy wiedzą, dlaczego należy zaciągać kredyty w złotówkach”. I mówi to człowiek, który jest zamieszany w aferę „PZU” i „Eureko”! Bezczelność i kpina naszych rządzących ze społeczeństwa nie zna granic!

Nasz rząd nie robi NIC, aby ulżyć kredytobiorcom (nawet w obliczu nadchodzącej kampanii wyborczej), a przecież to przez ich działania społeczeństwo zostało niejako zmuszone do zaciągania kredytów walutowych (więcej o tym piszę w artykule „Dlaczego Polacy biorą kredyty w walutach” z dn. 13.02.2011 r.). Dodatkowo nasz (nie)rząd raczy nas podwyżkami podatków, akcyzy, coraz wyższą składką na służbę zdrowia, ale też utrudnia dostęp do służby zdrowia, likwiduje program budowy dróg i zabiera nam pieniądze z OFE. To wszystko się już kwalifikuje do wyjścia na ulice – za komuny podwyżka cen cukru była już wystarczającym powodem do strajków generalnych, a dzisiaj?



P.S. Czy po tych słowach i po tym artykule mam się już spodziewać wizyty smutnych panów w czarnych garniturach z różnych trzyliterowych agend rządowych oraz zamknięcia tej strony?

Jeżeli ten artykuł okazał się w jakiś sposób pomocny i skorzystałeś z informacji w nim zawartych, albo nawet nie skorzystałeś, ale chcesz nas wesprzeć finansowo, to złóż datek na tacę :-) wysyłając przelew na numer: 39 1050 1634 1000 0007 0108 5905 wpisując odbiorcę przelewu Sławomir Wojciechowski, a w tytule przelewu – co chcesz.